poniedziałek, 7 kwietnia 2014

"W oczach wilka" #9

Wieczorem w parku w Rosewill Kasia spotkała się z Dominikiem.
-Cześć, Lidia dawała jakieś znaki życia, cokolwiek?- zapytał.
-Cześć. Dlaczego mnie się pytasz? Nie wiem nic- odpowiedziała.
Chłopak westchnął i nie odzywał się. A to wydało się Kasi dziwne, przecież odkąd go zna on zawsze najwięcej mówi.
-Coś się stało?
-Hę? Nie, nie. Nic się nie stało- przerwał- a właściwie stało i to dużo.
-No to opowiadaj- powiedziała Kasia i razem usiedli na ławce w parku.
-Lidia kocha Patryka, co nie?
-No tak...
-Patryk niby ją też, ale...od dzisiaj jest z Blair- wyszeptał.
-Co?!- krzyknęła dziewczyna.
-Potarli się nosami,a to u nas oznacza, że są...
-Oficjalnie razem...- dokończyła- Ale dlaczego on to zrobił?
-Nie mam pojęcia. Tłumaczy się cały czas, że to Blair potarła swoim nosem o jego, ale on na to pozwolił!
-Jak Lidia wróci i się dowie to nie będzie chciała go znać.
-No właśnie. Powiedziałem mu, że ja kryć go nie będę.
-A Sam się znalazł?
-Nie, nie ma go nigdzie. Ben się strasznie martwi, że kłusownicy go dopadli... Ale przecież u nas nie ma kłusowników.
-A może... Jest z Lidią?- rzekła Kasia.
-Co? To niemożliwe. Po co miałby być z nią, przecież on jest typowym wilkiem, jak jego matka.
-Tego nie wiemy, Dominik.
-Sugerujesz, że... On też jest czarodziejem?- spojrzał na nią.
-Tak myślę...-nastała cisza- wszystko okaże się jak Lidia wróci.
W Atlantis stałam z Samem przed drzwiami zamkowymi.
-Idziemy?- zapytałam.
-Musimy- odpowiedział.
Otworzyłam ostrożnie drzwi. Wychyliłam się i nie widząc zagrożenia wyszłam na zewnątrz.
-Uważaj!- zawołał Sam rzucając się na mnie.
Chwyciłam mocno torbę z kamieniem, a on zabił potwora, który chciał mnie zaatakować. Wstał i pomógł mi z tym.
-Musisz bardziej uważać- powiedział.
Spojrzałam na niego zła. Już druga osoba mi to mówi! A ja przecież uważam! Gr.
-Chodźmy zanim nas wytropią.
Nie mogliśmy lecieć, bo z łatwością by nas zobaczyli. Musieliśmy iść na pieszo. Spieszyliśmy się, ale mieliśmy przed sobą kilka kilometrów drogi. Szliśmy w milczeniu, które nagle przerwałam:
-Jak wychodziliśmy z archiwum, powiedziałeś, że nie wszystko się uda. Co miałeś na myśli?
Spojrzał na mnie, uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
-Wiem, że wiesz. Powiedz mi, proszę.
-Nie mogę. Nie mogę powiedzieć ci, bo się wściekniesz i nasza misja pójdzie na marne.
Bo się wścieknę?! To co on chce mi powiedzieć?! Że co się nie uda? Jak ja nie lubię czekać! Dalszą drogę milczeliśmy. Sam był bardzo skupiony. Wyglądał bardzo dojrzale. Spojrzenie miał zimne i pełne powagi. Jego ruchy były stanowcze i pewne siebie. Czułam się przy nim gorsza. Wiedziałam, że muszę się jeszcze sporo nauczyć, żeby mu dorównać. W niecałą godzinę dotarliśmy na miejsce. Nie sprawiało miłego wrażenia. Zero zieleni, żadnej żywej istoty. Tylko ruiny. Ruiny, kamienie, piasek. Ogółem jedna, wielka nicość.
-Na obrazku pokazana była pokryta zielenią jaskinia. Tam powinniśmy odłożyć magiczny kamień, ale... Tu nie ma żadnej jaskini- odezwałam się.
-Jak to nie ma? A tam?- Sam wskazał palcem otwór niedaleko wyschniętego wodospadu.
-Okej...sprawdźmy to- ruszyłam w kierunku wskazanym przez chłopaka.
Stanęliśmy przed wejściem. Trochę bałam się wejść do środka. Kto wie co tam znajdziemy? Nagle usłyszeliśmy za sobą krzyk czarodzieja. Odwróciliśmy się. To był nasz wróg.
-Biegnij i odłóż kamień, ja się nim zajmę!- zawołał Sam wznosząc się.
Bez zastanowienia wbiegłam do jaskini. Biegłam przed siebie, aż trafiłam na źródło wody. Prawie wyschnięte. Muszę odłożyć ten kamień. Ale gdzie? Gdzie jest jego miejsce? Przecież nie położę go byle gdzie. Nagle nad źródłem zauważyłam wgłębienie. Kształt był taki sam, jaki miał kamień. Podleciałam do góry. Wyjęłam z torby magiczny kamień i włożyłam go do wgłębienia. Nagle snop jasnego światła oślepił mnie i spadłam na dół. Wprost do źródła, które momentalnie zapełniło się wodą. Próbowałam wypłynąć na wierzch, ale mokre skrzydła uniemożliwiały mi to. Zaczęłam się topić. Nagle usłyszałam wołanie Sama.
-Lidia?! Lidia! Gdzie jesteś?!

Ujrzał bąbelki na wodzie. Podbiegł do źródła. A ja nagle poczułam jak jakaś magiczna, silna moc wypycha mnie na powierzchnię. Sam przeraził się widząc jak unoszę się. Nagle błysnęło ode mnie jasne światło. Syn Bena zasłonił rękoma oczy. Gdy je otworzył, stałam przed nim. Wyglądałam inaczej. Miałam na sobie kremowe spodenki i krótką, kremową bluzkę. Moje włosy były związane w dwa, długie warkocze. Skrzydła były mocniejsze, mogłam z nimi poruszać się w wodzie. Mój naszyjnik z wilkiem świecił. A ja czułam przypływ nowych sił. Sam patrzył na mnie z podziwem. Nie był w stanie wydobyć z siebie słowa. 
____________________________________________________ 
Cześć! Wybaczcie, że ponad miesiąc nic nie dodawałam, ale miałam dużo nauki i nie byłam w stanie nic napisać. Następna część będzie w niedzielę i obiecuję, że będzie dłuższa niż ta :) 
By; Etti. ;3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz