Wieczorem w parku w Rosewill Kasia spotkała
się z Dominikiem.
-Cześć, Lidia dawała jakieś znaki życia,
cokolwiek?- zapytał.
-Cześć. Dlaczego mnie się pytasz? Nie wiem nic-
odpowiedziała.
Chłopak westchnął i nie odzywał się. A to
wydało się Kasi dziwne, przecież odkąd go zna on zawsze najwięcej mówi.
-Coś się stało?
-Hę? Nie,
nie. Nic się nie stało- przerwał- a właściwie stało i to dużo.
-No to opowiadaj- powiedziała Kasia i razem
usiedli na ławce w parku.
-Lidia kocha Patryka, co nie?
-No tak...
-Patryk niby ją też, ale...od dzisiaj jest z
Blair- wyszeptał.
-Co?!- krzyknęła dziewczyna.
-Potarli się nosami,a to u nas oznacza, że
są...
-Oficjalnie razem...- dokończyła- Ale
dlaczego on to zrobił?
-Nie mam pojęcia. Tłumaczy się cały czas, że
to Blair potarła swoim nosem o jego, ale on na to pozwolił!
-Jak Lidia wróci i się dowie to nie
będzie chciała go znać.
-No właśnie. Powiedziałem mu, że ja kryć go
nie będę.
-A Sam się znalazł?
-Nie, nie ma go nigdzie. Ben się strasznie
martwi, że kłusownicy go dopadli... Ale przecież u nas nie ma kłusowników.
-A może... Jest z Lidią?- rzekła Kasia.
-Co? To niemożliwe. Po co miałby być z nią,
przecież on jest typowym wilkiem, jak jego matka.
-Tego nie wiemy, Dominik.
-Sugerujesz, że... On też jest
czarodziejem?- spojrzał na nią.
-Tak myślę...-nastała cisza- wszystko okaże się jak Lidia wróci.
W Atlantis stałam z Samem przed drzwiami
zamkowymi.
-Idziemy?- zapytałam.
-Musimy- odpowiedział.
Otworzyłam ostrożnie drzwi. Wychyliłam się i nie widząc zagrożenia wyszłam na zewnątrz.
-Uważaj!- zawołał Sam rzucając się na mnie.
Chwyciłam mocno torbę z kamieniem, a on
zabił potwora, który chciał mnie zaatakować. Wstał i pomógł mi z tym.
-Musisz bardziej uważać- powiedział.
Spojrzałam na niego zła. Już druga osoba mi
to mówi! A ja przecież uważam! Gr.
-Chodźmy zanim nas wytropią.
Nie mogliśmy lecieć, bo z łatwością by nas
zobaczyli. Musieliśmy iść na pieszo. Spieszyliśmy się, ale mieliśmy przed sobą kilka kilometrów drogi. Szliśmy w milczeniu, które nagle przerwałam:
-Jak wychodziliśmy z archiwum, powiedziałeś, że nie wszystko się uda. Co miałeś na myśli?
Spojrzał na mnie, uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
-Wiem, że wiesz. Powiedz mi, proszę.
-Nie mogę. Nie mogę powiedzieć ci, bo się wściekniesz i nasza misja pójdzie na marne.
Bo się wścieknę?! To co on chce mi
powiedzieć?! Że co się nie uda? Jak ja nie lubię czekać! Dalszą drogę milczeliśmy. Sam był bardzo skupiony. Wyglądał bardzo dojrzale. Spojrzenie miał zimne i pełne powagi. Jego ruchy były stanowcze i pewne siebie. Czułam się przy
nim gorsza. Wiedziałam, że muszę się jeszcze sporo nauczyć, żeby mu dorównać. W
niecałą godzinę dotarliśmy na miejsce. Nie sprawiało miłego wrażenia. Zero
zieleni, żadnej żywej istoty. Tylko ruiny. Ruiny, kamienie, piasek. Ogółem jedna,
wielka nicość.
-Na obrazku pokazana była pokryta zielenią jaskinia. Tam powinniśmy odłożyć magiczny kamień, ale... Tu nie ma żadnej
jaskini- odezwałam się.
-Jak to nie ma? A tam?- Sam wskazał palcem
otwór niedaleko wyschniętego wodospadu.
-Okej...sprawdźmy to- ruszyłam w kierunku
wskazanym przez chłopaka.
Stanęliśmy przed wejściem. Trochę bałam się wejść do środka. Kto wie co tam znajdziemy? Nagle usłyszeliśmy za sobą krzyk
czarodzieja. Odwróciliśmy się. To był nasz wróg.
-Biegnij i odłóż kamień, ja się nim zajmę!-
zawołał Sam wznosząc się.
Bez zastanowienia wbiegłam do jaskini.
Biegłam przed siebie, aż trafiłam na źródło wody. Prawie wyschnięte. Muszę odłożyć ten kamień. Ale gdzie? Gdzie jest jego miejsce? Przecież nie położę go
byle gdzie. Nagle nad źródłem zauważyłam wgłębienie. Kształt był taki sam, jaki
miał kamień. Podleciałam do góry. Wyjęłam z torby magiczny kamień i włożyłam go do wgłębienia. Nagle snop jasnego światła oślepił mnie i spadłam na dół. Wprost
do źródła, które momentalnie zapełniło się wodą. Próbowałam wypłynąć na
wierzch, ale mokre skrzydła uniemożliwiały mi to. Zaczęłam się topić. Nagle
usłyszałam wołanie Sama.
-Lidia?! Lidia! Gdzie jesteś?!
Ujrzał bąbelki na wodzie. Podbiegł do źródła. A ja nagle poczułam jak jakaś magiczna, silna moc wypycha mnie na
powierzchnię. Sam przeraził się widząc jak unoszę się. Nagle błysnęło ode mnie
jasne światło. Syn Bena zasłonił rękoma oczy. Gdy je otworzył, stałam przed
nim. Wyglądałam inaczej. Miałam na sobie kremowe spodenki i krótką, kremową bluzkę. Moje włosy były związane w dwa, długie warkocze. Skrzydła były
mocniejsze, mogłam z nimi poruszać się w wodzie. Mój naszyjnik z wilkiem świecił. A ja czułam przypływ nowych sił. Sam patrzył na mnie z podziwem. Nie
był w stanie wydobyć z siebie słowa.
____________________________________________________
Cześć! Wybaczcie, że ponad miesiąc nic nie dodawałam, ale miałam dużo nauki i nie byłam w stanie nic napisać. Następna część będzie w niedzielę i obiecuję, że będzie dłuższa niż ta :)
Cześć! Wybaczcie, że ponad miesiąc nic nie dodawałam, ale miałam dużo nauki i nie byłam w stanie nic napisać. Następna część będzie w niedzielę i obiecuję, że będzie dłuższa niż ta :)
By; Etti. ;3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz