Następnego dnia z samego rana Dominik pobiegł do Bena. Po drodze zauważył Patryka. Siedział samotnie wpatrując się w wschodzące słońce. Myślał a może wspominał? Martwił się o mnie? Czy może w głowie miał Blair? Dominik podszedł do niego.
*Co robisz?* zapytał.
Patryk przeniósł wzrok na przyjaciela i
wydobył z siebie tylko:
*Ja nie chciałem nigdy jej zranić*
Dominik chciał coś jeszcze dodać, ale
właśnie podeszła Blair.
*No cześć kochanie* otarła się o Patryka.
W przyjacielu zbierała się złość. Tak
bardzo chciałby ją zabić. Ale Patryk zachowywał spokój. Delikatnie odsunął się od wilczycy, by ta go już więcej nie dotknęła. Dominik spojrzał w oczy
przyjacielowi, który zrozumiał o co mu chodzi. Chłopak w końcu pobiegł do Bena.
Przemienił się w człowieka.
-Ben? Jesteś tu?- zapytał wchodząc do
drewnianego domku.
Nikt nie odpowiedział, więc Dominik szedł dalej korytarzem. Zauważył, że jedne drzwi są uchylone. Otworzył je i zastał tam
najstarszego z wilków.
-O co chodzi?- odezwał się, przeglądając
książkę.
Dominik był w tej bibliotece pierwszy raz.
W powietrzu unosił się zapach książek. Książek było tutaj mnóstwo!
Pomieszczenie wydawało się ogromne. I tak było. Tylko jakim cudem? Dominikowi
to pomieszczenie wydało się być większe, niż cały dom widoczny z zewnątrz!
-Chodzi o wielkość? To za sprawą magii- Ben
przerwał rozmyślania chłopaka.
-Nie, nie o to chodzi. Słuchaj,czy ktoś komu została wymazana pamięć za sprawą magii, jest w stanie ją odzyskać?
Mężczyzna spojrzał na niego.
-Raczej nie... Dlaczego pytasz?
-Pamiętasz Filipa?
-Tego co przyniósł mi wieści o Samie? Tak,
pamiętam.
-No to on jakimś cudem odzyskał fragment
pamięci. Z tego co powiedziała Kasia, odzyskał fragment, gdy Lidia zabijała w
nim wilka. Nie ma pojęcia, że on tego chciał.
-Nie możemy dopuścić, by wszedł do tego
lasu- zawołał Ben.
-No tak. To wiem. Ale jak to zrobić? My nie
możemy się wciąż ukrywać w jednym miejscu. A on pewnie wymknie się do lasu.
-Czy ona będzie go pilnować?
-Kasia? No powiedziała, że postara się spędzać z nim dużo czasu, by nie myślał o lesie.
-Dobrze. W takim razie do powrotu Lidii
musimy być ostrożni i czujni.
-Do powrotu Lidii i Sama...- wyszeptał Dominik.
-Co?- mężczyzna podszedł do niego.
-Razem z Kasią podejrzewamy, że Sam jest
tam gdzie Lidia.
-Przecież on jest zwykłym wilkiem!- zdziwił się.
-No nie wiem... W każdym razie dowiemy się tego jak Lidia wróci. Były jakieś wieści?
-Nie.
-Okej- chłopak westchnął i wyszedł z
gigantycznej biblioteki.
Tymczasem w Atlantis..
-Jak my go pokonamy?- zapytałam.
-Musimy jakoś połączyć siły. Poza tym ty
jesteś silniejsza teraz.
No tak, racja. Ale co z tego, skoro nie wiem
jak korzystać z nowej mocy? Nawet nie wiem jaka jest ta moc. Wszystko jest
takie trudne. Czasem myślę, że lepiej byłoby gdybym nie dowiedziała się, że
jestem czarodziejką. Ups, przepraszam. Księżniczką Wilków. Dalej lecieliśmy w
ciszy. Sam zatrzymał się niedaleko tornada. Spojrzałam na niego pytająco. On
tylko wskazał palcem innych walczących. Spojrzałam w dół. To było coś strasznego. Widać było czerwone plamy krwi na czarnej ziemi. Czarodzieje Dobra
byli osłabieni. Nagle zrozumiałam co muszę zrobić. Podleciałam wyżej.
Rozłożyłam ręce i głowę uniosłam w górę, zamykając oczy. Z mojego naszyjnika
wyleciał spory snop jasnego Światła. Przez moment było tak jasno, że każdy
walczący zakrył oczy. Gdy ta Światłość zniknęła, Czarodziejom Dobra przybyło sił,
a ich rany zagoiły się. A więc to była moja nowa moc. Mogę dodawać sił innym do
walki. Dodawać otuchy, że jeszcze będzie lepiej.
-Lidia!- krzyknął Sam.
Podleciałam do niego.
-Co?
-Ja lecę im pomóc. A ty zajmij się Przywódcą Zła. Wszystko w twoich rękach- odleciał.
Ale.. jak ja sama sobie poradzę? No nie
przesadzajmy! Aż taka dobra to ja nie jestem! Ech. Zbliżyłam się do tornada.
Biła od niego negatywna moc. Dużo Zła. Skierowałam dłonie przed siebie.
Myślałam o wilkach przedzierających się przez dżunglę. Przez niebezpieczną i
bardzo zarośniętą dżunglę. Zrobiły przejście. W tym samym momencie w tornadzie
powstała dziura, przez którą wleciałam do jego środka. Było bardzo ciemno i
zimno. Po raz kolejny cieszę się, że jestem też wilkiem. Mogę widzieć w
ciemności, ponownie. Na samej górze znajdował się dowódca. Chyba zorientował się, że ktoś wtargnął do środka tornada, bo spojrzał w dół. Starałam zlać się z
tłem, więc wleciałam w wir, któremu byłam w stanie się przeciwstawić. Nie
ruszałam się. Przywódca Zła zleciał w dół. Zatrzymał się naprzeciwko mnie. Na
szczęście tyłem. Mogłam teraz zaatakować. Skierowałam ręce ku niemu i
wyobraziłam sobie wilki biegnące przed siebie i zabierające ze sobą wszystko. Przywódca
Zła z krzykiem wyleciał ze środka tornada. Wyleciałam za nim. Zauważył mnie.
-Witaj, Lidio.
Skąd on zna moje imię?!
-Chcesz ze mną walczyć? Przecież nie dasz
rady. Jesteś dla mnie za słaba- uniósł rękę wypowiadając jakieś słowa, a mnie
odrzuciło do tyłu.
-Pokonam cię!- zawołałam.
Przez kilka minut zadawaliśmy sobie mocne
ciosy. Ale żadne z nas nie poległo. Sam widząc tę walkę podleciał do mnie.
-Konwergencja!- krzyknął i złapał mnie za
rękę.
Jedną rękę skierowałam na Przywódcę Zła. To
samo zrobił Sam. Myślałam o tym, by go pokonać. Mój naszyjnik z wilkiem zaczął coraz mocniej świecić. Odrobina mojej mocy przeszła na Sama. Teraz nasze
naszyjniki wspólnie świeciły mocno. Przywódca Zła cofał się. Bał się tej
powiększającej się co chwilę światłości. Bał się, że Dobro znowu pokona Zło.
Przecież nie tak to sobie wyobrażał. Teraz to on miał zawładnąć Atlantis!
-Pokonaj Zło!- krzyknęłam jak najgłośniej,
a z mojego i Sama naszyjnika wyleciało Światło, które z wielką siłą uderzyło w
Przywódcę Zła.
Wszyscy nagle zamarli. Czarodzieje Dobra i
Zła spoglądali w górę. Sam otworzył oczy i patrzył co dzieje się z naszym
wrogiem. Tylko ja teraz walczyłam. A właściwie moja moc. Kierowałam nią sercem.
Oczy miałam zamknięte, a w głowie pustkę. Teraz walczyło to, co miałam
najsilniejsze. Serce. W końcu źródło mojej mocy znajdowało się właśnie w nim.
Nagle rozbłysnęło oślepiające Światło. Każdy zasłonił dłońmi oczy, a ja spadałam
w dół. Rozległo się głośne uderzenie o ziemię. Sam spojrzał obok siebie. Nie
dostrzegł mnie, ani Przywódcy Zła. Nie było także tornada, ani Czarodziejów
Zła. Ale była ciemność. Zleciał na ziemię.
-Ona nie żyje!- krzyknął jakiś czarodziej.
Do Sama dotarły te słowa jak pocisk.
Przerażony podbiegł do tłumu, który znajdował się przy mnie. Przedarł się przez
niego i upadł przy mnie.
-Lidia! Powiedz coś! Ty nie możesz
umrzeć!- wołał delikatnie szarpiąc mną.
Jego naszyjnik delikatnie świecił, a mój
nie miał w sobie żadnego blasku.
-Chwyćmy się wszyscy za ręce- powiedział.
Każdy myślał tylko o tym, bym ożyła.
Naszyjnik Sama zaczął świecić coraz mocniej. Nagle całe światło wyleciało z
niego i trafiło do mojego naszyjnika. Światło zaczęło ogarniać całe moje ciało.
Wszyscy patrzyli na mnie i wyczekiwali momentu, aż uśmiechnięta wstanę, mówiąc, że nic się nie stało. Ale ja wciąż tylko leżałam nieruchomo. Sam podszedł do
mnie i złapał mnie za rękę.
-No dalej.. Musisz żyć- wyszeptał.
W tym samym momencie otworzyłam swoje oczy.
Z ziemi pode mną zaczęła wyrastać bujna zielona trawa. Wszystkie zniszczone
drzewa odzyskały swoją świetność. Kwiaty wyrosły i zadziwiły wszystkich swymi
kolorami. Zniszczone budynki, odbudowały się. Nikt nie mógł uwierzyć, że to
wszystko dzieje się naprawdę. Sam pomógł mi wstać. A gdy wstałam... na niebie
rozbłysnęło słońce. Piękne, ciepłe słońce. Na twarzach Czarodziei zagościł uśmiech, a w sercach radość i spokój.
-Udało ci się ocalić i na dodatek
przywrócić życie tutaj- powiedział Sam obejmując mnie.
-Teraz musimy wrócić do domu- wyszeptałam,
wciąż pamiętając co powiedział Sam o Patryku.. o jego zdradzie. ____________________________________________________
by; Etti. ;3